Jeszcze w zeszłym roku każde wyjście gdziekolwiek było dla mnie traumą, bo zanim wyszłam i udało mi się w ogóle wyjść, to wracałam po kilka razy do toalety. Przekonałam się, że nietrzymanie moczu jest problematyczne. Dzięki PelviFly wszystko się zmieniło!
Wyjście gdziekolwiek było dla mnie traumą
Jeszcze w zeszłym roku każde wyjście gdziekolwiek było dla mnie traumą, bo zanim wyszłam i udało mi się w ogóle wyjść, to wracałam po kilka razy do toalety. Stres, jaki w związku z tym przeżywałam, był tak ogromny, że paraliżował moje każde wyjście. W zasadzie to nie tylko wyjście, ale i i wyjazdy wiązały się z ogromnym lękiem. Przez nietrzymanie moczu zadawałam sobie pytania Czy zdążę do toalety, czy będzie gdzie?
Zaczęłam szukać innego rozwiązania
Od lat chodziłam do urologa, brałam bardzo wysokie dawki leków, które bardzo negatywnie wpływały na moją kondycję. Pod koniec zeszłego roku zaproponował mi lekarz ostrzyknięcie pęcherza botoksem albo wszczepienie stymulatora. Zaczęłam szukać innego rozwiązania i tak po nitce do kłębka znalazłam Panią Aleksandrę Polanowską-Lenart – cudowną fizjoterapeutkę uroginekologiczną, która zaproponowała mi różne ćwiczenia, wytłumaczyła wiele rzeczy, jakie mają wpływ na mój nadreaktywny pęcherz, dała wiele wskazówek co do dnia codziennego oraz pokazała, zaproponowała urządzenie PelviFly. Dla mnie to była tak ogromna nadzieja na lepsze jutro, więc bez wahania podjęłam współpracę.
Przestałam przyjmować leki
Ponieważ miałam bardzo słabe mięśnie dna miednicy, początki korzystania z urządzenia były dla mnie bardzo trudne. Ale systematyczność i mój upór spowodowały, że po jakimś czasie zaczęłam schodzić z wysokich dawek leków, aż przestałam je przyjmować. Zaczęłam wychodzić z domu bez większego stresu, jaki mnie wcześniej paraliżował. Oczywiście nie zawsze było tak różowo, bo każda choroba, stres w życiu, gorszy czas powodowały, że ćwiczenia stawały się trudne jak na samym początku, a wysokie wyniki spadały.
Wsparcie fizjoterapeutki to duża motywacja
Dzięki wsparciu Pani Oli czuję się zaopiekowana, a wszystkie moje wątpliwości są szybko rozwiązywane. I to ogromne wsparcie powoduje jeszcze większą motywację do ćwiczeń. Największym wyzwaniem w tym wszystkim było dla mnie chyba zacząć, przekonać się do urządzenia i uwierzyć, że ono naprawdę zadziała. A potem wyzwaniem było nauczyć się systematyczności – znaleźć czas, miejsce. Ale dziś po 9 miesiącach wiem, że było warto. Warto dlatego, żeby móc iść spokojnie na spacer, tak jak teraz, bez stresu, na luzie. Fajnie jest pojechać do kina, nie wychodząc z seansu, wyjechać gdziekolwiek bez szukania toalet, bez płaczu, bez większego stresu. Warto było zacząć ćwiczyć z PelviFly dla mojego komfortu psychicznego, spokoju ducha, a przede wszystkim dla zdrowia. Jeżeli macie możliwość, to proszę Was -spróbujcie.
Perspektywa fizjoterapeutki
Aleksandra Polanowska-Lenart: Jestem fizjoterapeutką uroginekologiczną. Pracuję na warszawskim Żoliborzu u siebie w gabinecie „Fizjo-Spot”, jak również w „Dębski Clinic”. Z PelviFly już współpracuję dłuższy czas. Obecnie pracuję jako PelviCoach czyli prowadzę pacjentki w pakiecie CARE oraz też konsultuję je. Urządzenie PelviFly wykorzystuję u siebie w gabinecie testując pacjentki i pokazując im, jakie mogą mieć narzędzie do wykorzystania w pracy samodzielnie.
Pierwsza wizyta
Podczas pierwszej wizyty poprowadziłam oczywiście wywiad. W wywiadzie okazało się, że pacjentka cierpi na zaburzenia z pęcherza nadaktywnego, wielokrotnie w ciągu dnia miała parcia naglące, dochodziło też do wycieku moczu. Była też na silnych tabletkach, które niestety dawały dodatkowe objawy, skutki uboczne, które bardzo źle znosiła pacjentka.
Podjęłyśmy wyzwanie
W gabinecie wykonałyśmy też test na urządzeniu PelviFly i test wypadł na tyle dobrze, że można było powiedzieć, że pod opieką PelviCoacha pacjentka może ćwiczyć w domu. W teście była wskazana bardzo niska siła mięśniowa, natomiast podjęłyśmy wyzwanie. Pacjentka była bardzo zmotywowana, chętna do pracy i stwierdziłyśmy – działamy. To było w lutym.
Osiągnęłyśmy sukces
Pacjentka obecnie przeszła bardzo dużo. Dużo miesięcy, tygodni, dni pracy, nie zawsze było łatwo. Obecnie pacjentka jest w pozycji stojącej, cały czas pracujemy razem. Myślę, że sukces terapeutyczny został osiągnięty. Nadal pracujemy, natomiast pacjentka może cieszyć się życiem, może wyjeżdżać, chodzić, spacerować, bez parć naglących. Pacjentka zeszła ze swoich dawek lekarstw, więc nie musi już przyjmować żadnych lekarstw, które akurat były dedykowane na jej pęcherz nadaktywny. Uczęszcza na zajęcia. W dobie pandemii była ono troszkę ograniczona, ale starała się pozostać aktywna.
Edukacja najbliższych
Ba, mało tego, moja pacjentka jest dowodem na to, jak można pięknie przejść swoją ścieżkę terapeutyczną, a następnie edukować, bo zdradzała mi w trakcie naszych rozmów, że stara się zachęcać swoje koleżanki do tego, żeby się badały, swoją córkę, żeby były świadome tego, jak mogą zadbać o swoje mięśnie dna miednicy. Więc cóż chcieć więcej!
Nie poddajemy się!
Jestem po prostu przeszczęśliwa, że mam takie wspaniałe pacjentki, które są zmotywowane i nie poddają się, bo niejednokrotnie na naszej drodze były spadki siły, formy, spadała siła mięśniowa, nowe pozycje to były nowe wyzwania, ale nie poddawały się i dochodziły do takiego punktu, w którym są naprawdę szczęśliwe, że dotarły, a właśnie jeszcze dalej edukują grono swoich znajomych.
Dalsze plany
Myślę, że my z pacjentką jeszcze chwilę popracujemy. Być może pacjentka będzie nadal pracowała z PelviFly, ale już z nowym urządzeniem – Boostem, który jest może troszeczkę łatwiejszy w obsłudze. Natomiast chciałyśmy Wam pokazać, jaką drogę przeszła i jak można zmienić swoje życie dbając o mięśnie dna miednicy.